Był to jeden z głównych powodów dla których chcieliśmy odwiedzić tą wyspę i wymarzony cel wycieczki, przed którą czytaliśmy różne publikacje dotyczące działalności wulkanicznej, uczyliśmy się o rożnych typach wulkanów i rodzajach skał wulkanicznych.
Czytaliśmy też opowieść z mitologii Guanczów: "Kiedy Teide pożarł słońce", opowiadającą o złym demonie zamieszkującym wnętrze wulkanu, który porwał boga słońca i światła. Opowieść jest najprawdopodobniej efektem erupcji wulkanu w XIII wieku, w wyniku której przez 7 lat unoszące się w powietrzu popioły zasłaniały słońce (Źródło: Wyspy Kanaryjskie, Anna Jankowska).
W środku wyspy, wokół wulkanu, został został utworzony park narodowy chroniący księżycowy krajobraz okolicy.
Wulkan wyrasta z ogromnej kaldery o średnicy ponad 17 km, Las Canadas, położonej na wysokości 2000 m n.p.m. Aby się dostać w tą niesamowitą okolicę i zwiedzać ją po swojemu i we własnym tempie najlepiej wypożyczyć samochód. Można już znaleźć całkiem niezłe oferty za 30 EUR na dzień (plus benzyna poniżej 1 EUR za litr). Propozycja na pewno atrakcyjniejsza niż wycieczki oferowane przez lokalne biura podróżny i rezydentów w hotelach. Droga wiodąca pod wulkan to wygodna dwupasmówka i tylko przejazd w kierunku wąwozu Masca może dostarczyć kierowcom więcej adrenaliny.
Piesza wędrówka po parku narodowym, to prawdziwa przyjemność dla mniejszych i większych odkrywców.
Można podziwiać bajkowe formacje skalne, zbierać próbki lawy, szukać przedstawicieli miejscowej fauny i flory...
Teide w języku Guanczów oznacza "piekielną górę". Guanczowie, zamieszkiwali wyspy przed pojawieniem się Hiszpanów w czasach konkwisty, pod koniec XV w .
Wulkan dla Guanczów był tym, czym Olimp dla Greków: świętą górą o wyjątkowości której świadczyły dochodzące z niej grzmoty, pomruki, a nieraz dym.
Ostatnia erupcja była w 1909 roku, a poprzednie miały miejsce 200 lat wcześniej, możemy więc czuć się bezpiecznie :)
Szlaki spacerowe, miejsca widokowe są bardzo dobrze oznakowane. Tablice zawierają ostrzeżenia dla turystów, przede wszystkim przypominają o nakryciach głowy i kremach z filtrem, gdyż słońce odbijające się od ciemnych skał jest bardzo zdradliwe. W parku należy też pamiętać o odpowiedniej ilości napojów, bo próżno tu szukać jakiegoś strumienia. Pełne obuwie zabezpieczy wędrowców przed ostrymi brzegami skał wulkanicznych (moje adidasy po krótkiej wędrówce były do wyrzucenia, ale stopy pozostały całe :))
Jedną z piękniejszych formacji skalnych na terenie Parku Narodowego Teide jest formacja "Los Azulejos". W języku hiszpańskim termin
azulejos oznacza kolorowe ceramiczne kafle (choć
azul to niebieski). W parku taką nazwę noszą skały o zabarwieniu niebiesko-zielonym lub miętowym, albo turkusowym.
Los Azulejos to także obszar testowy dla badań oznak życia na Marsie. Zgodnie z tablicami informacyjnymi stanowią unikalne naturalne laboratorium, w którym naukowcy z całego świata testują metody wykrywania obecności wody i być może życia w geologicznej przeszłości planet pochodzenia wulkanicznego. Istnieją bezsporne dowody, że miliardy lat temu Mars doświadczył intensywnej aktywności wulkanicznej i być może znajdowała się woda na jego powierzchni, co oznacza, że nie jest wykluczone iż było tam również życie.
Kiedy woda wchodzi w kontakt ze skałą wulkaniczną pozostawia widoczne ślady fizycznych i chemicznych zmian. Jakakolwiek forma życia, która by skolonizowała skały, musiała by także pozostawić na nich chemiczny ślad.
Kaldera
Las Canadas ma pond 48 km obwodu, a jej ściany wznoszą się nawet na wysokość 600 m. Wnętrze jest wypełnione różnymi typami lawy.
Tablice edukacyjne dostarczają wielu ciekawostek na temat wulkanów i rodzajów erupcji. Pico del Teide jest typowym stratowulkanem, zbudowanym z popiołów i lawy, podobnie jak włoski Wezuwiusz.
Pod sam szczyt, na wysokość 3555 m n.p.m. można wjechać kolejką górską (27 EUR dorośli, 13,50 EUR dzieci), ale nie jest to atrakcja polecana dla osób z zaburzeniami pracy serca, czy chorobami układu oddechowego (trzeba pamiętać że na tej wysokości powietrze jest rozrzedzone). Także dzieci rożnie znoszą tą atrakcję, więc z niej zrezygnowaliśmy. Widoki przy dolnej stacji kolejki, na wysokości 2365 m n.p.m. są już wystarczająco ekscytujące i czasu brakuje by wszystko dokładnie zbadać.
Lupa, to bardzo przydatny sprzęt dla młodego badacza skał wulkanicznych :)
Skały wulkaniczne zaskakują kolorami, wzorami, kształtami ... Można je podziwiać bez końca...
W kwietniu, w środku tygodnia nie było tłumów (większość pewnie stała w kolejce do kolejki górskiej :)), więc spacerowanie było bardzo przyjemne.
Rozpuszczone przez turystów jaszczurki nie są płochliwe i bez strachu podchodzą by szukać okruchów z kanapek i innych rarytasów, a nawet dają się karmić z ręki.
Jeśli ktoś ma ochotę na pamiątki z wulkanu (poza torbą rożnych okazów geologicznych zebranych przez młodych badaczy :)), to można je zakupić np. w sklepiku przy stacji kolejki górskiej. Największą atrakcją są te zrobione z kawałków lawy.
Po powrocie do domu uzupełniliśmy naszą kolekcję skał wulkanicznych (ciężar walizki z trudem się zmieścił w wyznaczonym limicie lotniczym).
Kto wie, może zawód wulkanologa jest dobrym pomysłem na ciekawe życie ....
Póki co z plasteliny powstał mały wulkanolog Harold, w profesjonalnym stroju ochronnym :)
Zapraszamy na inne posty z Teneryfy,
z Costa Adeje TUTAJ i do Siam Parku TU, a wkrótce do stolicy wyspy Santa Cruz oraz do Loro Parku.